Czasem podobno warto zrobić coś szalonego. Tegorocznym szaleństwem był zorganizowany przez Fundację Polekont majowy rejs po Mazurach dla licealistów z edukacji domowej. Dlaczego szaleństwem? Sam fakt organizacji wydarzenia dla młodzieży wydaje się być dość sporym wyzwaniem, a jeszcze realizacja tego pomysłu w pandemii, dodatkowo podgrzewa atmosferę. Ale najważniejsze – udało się!
LED, czyli licealiści z edukacji domowej
W dobie pandemii edukacja domowa znacząco zyskała na popularności. Zgodę na edukację poza szkołą wydaje dyrektor, a rodzice przejmują na siebie odpowiedzialność za proces uczenia się swojego potomka. Więcej o tym czym jest, a czym nie jest edukacja domowa, przeczytacie na naszym archiwalnym już blogu Pozytywy Edukacji. Założyliśmy go lata temu, gdy nasze dzieci rozpoczynały przygodę z nauką w domu. Teraz mamy na pokładzie dwoje licealistów i jedną uczennicę szkoły podstawowej: to właśnie tych pierwszych dwoje będzie dotyczyć ta opowieść.
Montessori Mountain School oferuje zapisanym do swoich szkół licealistom specjalny projekt rozwojowy: klasy LED. Prowadzą je tutorzy (w tym między innymi ja), którzy starają się wspierać młodzież w niełatwym procesie dorastania i poszukiwania swojej ścieżki. W czasach przed epidemią, nasze grupy spotykały się raz na dwa tygodnie, by wspólnie eksplorować, dyskutować, poznawać ciekawych ludzi i spędzać razem czas. Niestety wraz z zamknięciem szkół średnich, spotkania LED przeniosły się do świata wirtualnego i tam trwały nieomal przez cały rok.
Wspólna przygoda
Jeszcze zanim sprawy pandemicznie się skomplikowały, powstał pomysł, by na zakończenie roku szkolnego, zabrać młodzież na wspólny rejs Szlakiem Wielkich Jeziorach Mazurskich. Okoliczności trochę potrzymały nas w niepewności (izolacje, ograniczenia, kwarantanny…), ale dzięki zaangażowaniu i determinacji, a także licznych konsultacjach z prawnikami, ubezpieczycielami, żeglarzami, firmami czarterowymi i marketingowymi, nauczycielami i dyrektorami – udało się! Fundacja Polekont po raz pierwszy w swojej historii podjęła się organizacji wyjazdu dla młodzieży.
Wspólną przygodę rozpoczęliśmy w Wilkasach na kei Portu PTTK. Było już późno, więc po przywitaniu, wstępnym zapoznaniu, zaokrętowaniu oraz szybkiej (ale ciepłej) kolacji, większość dość szybko poszła spać. Szybko, czyli już przed północą 🙂 . Następnego dnia od rana zrobiło się już bardziej żeglarsko: szkolenie z bezpieczeństwa na jachcie, sprawdzian z wiązania węzłów i… „pora wyruszyć nam w rejs”! Udało się opuścić port macierzysty i wypłynąć Kanałem Niegocińskim na jezioro Kisajno i dalej, aż do Sztynortu.
A wiatr na wantach gra!
Pogoda nas nie rozpieszczała – zimno, a momentami mokro. Z drugiej strony, z punktu widzenia żeglarskiego – fantastycznie, bo mocno wiało. Humory wszystkim więc dopisywały. Udały się pierwsze wspólne posiłki (niektórzy debiutowali w roli pokładowego kuka, a niektórzy… po raz pierwszy w ogóle byli kucharzami!), podział obowiązków przy myciu naczyń czy sprzątaniu pokładu. A wieczorem, w Sztynorcie, wspólne szantowanie na dwie gitary i 28 głosów.
Kolejny dzień był wyjątkowo ciepły, choć dla odmiany mało wietrzny. Niektórzy sprawdzili jak działa napęd „pagajowy”, inni wspierali się silnikiem. Ale trochę wiatru koniec końców także udało się złapać. Wieczorem odważni wskoczyli do wody, co w sumie mogło przypominać morsowanie, zważywszy na temperaturę majowej wody. A na koniec dnia rozpaliliśmy wielkie ognisko: kiełbaski i znowu wspólne szantowanie.
Z Żywieckiego Rogu ruszyliśmy na południe. Przepłynęliśmy przez Kanał Giżycki, gdzie mieliśmy okazję zobaczyć unikatowy w skali kraju Most obrotowy. Potem dalej przez Niegocin, aż do Bogaczewa, gdzie skryliśmy się przed kolejną ulewą. O poranku uczciliśmy osiemnaste urodziny jednego z załogantów i ruszyliśmy dalej na południe. Tym razem pogoda nie rozpieszczała: silny wiatr i deszcz zmusiły nas do postoju na jeziorze Tałty. Nie obyło się też bez nieprzewidzianych przygód: jedna z załóg odłączyła się od reszty ekipy, aby poradzić sobie z usterką steru. Jednak ostatecznie, choć nieco zmęczeni, mokrzy i zmarznięci, wszyscy razem dotarliśmy szczęśliwie do Rynu, pięknego miasteczka z górującym nad nim starym zamkiem krzyżackim.
Powrót w stronę portu macierzystego rozpoczęliśmy na zrefowanych żaglach, zaopatrzeni w kurtki od deszczu, a nawet w ciepłe czapki. Szybko i sprawnie dotarliśmy na przedostatni nocleg na jeziorze Jagodne. Był tam czas na ostatnie wspólne szantowanie przy ognisku oraz pamiątkowe bransoletki z liny żeglarskiej.
Wszystko przemija, co jest piękne
Wspólny tydzień szybko zleciał. Wręcz za szybko, ale w dobrym towarzystwie czas płynie szybciej. Co będziemy pamiętać po tym wyjeździe? Że nasza młodzież jest naprawdę wyjątkowa: odpowiedzialna, samodzielna, elastyczna i kreatywna. Z dużą przyjemnością patrzyło się na ich wspólne relacje, na zawiązujące się przyjaźnie, mądre rozmowy do późna, gry, poczucie humoru, entuzjazm i zaradność. A także na belgijkę tańczoną pod pokładem wokół skrzynki mieczowej, serfowanie na stole w mesie w trakcie przechyłów czy gotowanie niesamowitych posiłków w spartańskich warunkach mazurskich.
Współpraca z młodzieżą może być sporym wyzwaniem. Wydaje się jednak, że budowanie bezpiecznej relacji opartej na wzajemnym szacunku i uważności daje naprawdę wyjątkowe efekty. Gdy patrzymy razem w tym samym kierunku i dążymy do współpracy, bez nadużywania władzy czy poczucia kontroli, budujemy bezpieczną więź, dzięki której okazuje się, że wszystko działa. Nie chodzi o to, żeby było idealnie. Każdy czasem wstanie lewą nogą, zapomni o podstawowych zasadach, nie zauważy, czy nie wyczuje sytuacji. Ale dzięki relacji jesteśmy w stanie poradzić sobie z każdym wyzwaniem i każdą trudnością. Wszyscy organizatorzy fantastycznie wspominają czas wspólnego żeglowania. A młodzież chyba także…
Bo już pytają, czy za rok znów spotkamy się na jeziorach! 🙂